×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Integrowani przez sztukę

Renata Kołton

Zaśpiewałem piosenkę Piaska „Imię deszczu”. Spodobało się i zostałem. Potem były warsztaty teatralne, które miały nas przygotować do gry w spektaklu. Ludzie czytali afisz i nie bardzo wierzyli, że warto na to iść. Jak to: ślepi grają w teatrze? – opowiada Krzysztof, aktor Integracyjnego Teatru Aktora Niewidomego (ITAN).


Fot. pixabay.com

Bez taryfy ulgowej

Krzysztof: Co spodobało mi się w aktorstwie? Przede wszystkim kontakt z ludźmi. Teatr to szkoła życia, a próby to ciężka praca. Jak coś nie wychodzi, poprawiamy do skutku. Nie ma głaskania, bo jesteśmy niewidomi. Nieraz słyszałem komentarze: Pan taki biedny, nic nie widzi, w domu powinien siedzieć.

Gdziekolwiek występujemy, najpierw poznajemy topografię – gdzie są wejścia, zejścia, schody, kulisy. W trakcie przedstawienia komunikujemy się bez słów. Ci, którzy lepiej widzą, pomagają innym. Mamy ustalone gesty, np. gdy ktoś położy mi dłoń na ramieniu to wiem, że wstajemy. Nikt nie szepcze „podejdź tu”.

Najtrudniejszy spektakl? „Legenda Starszych Panów”. Do każdej z piosenek mamy inną choreografię. Śpiewam w nim kilka solówek i gram w skeczach. W jednym chodzę po scenie jako dziecko w bokserkach, a potem mam dwie minuty, żeby przebrać się w garnitur. Tylko dzięki temu, że pomagają mi za kulisami, jestem w stanie zdążyć. To były dla mnie najcięższe próby w ciągu 12 lat pracy w teatrze. Bardzo się denerwuję, jak coś mi na scenie nie wychodzi.

„Dzikie Łabędzie”

– Jak to się zaczęło? Stawiłem się w Urzędzie Pracy. Mój wyuczony zawód to stroiciel fortepianów, ale nigdy żadnej oferty nie dostałem. Byłem z kimś z rodziny, kto na tablicy ogłoszeń zobaczył kartkę z informacją o naborze do spektaklu „Dzikie łabędzie”. Pomyślałem, że spróbuję. Kiedy w szkole chodziliśmy do teatru, zawsze się zastanawiałem, jak to jest być po drugiej stronie.

Przesłuchanie prowadził Artur Dziurman. Bardzo się stresowałem, nie wiedziałem co mówić. Zaśpiewałem piosenkę Piaska „Imię deszczu”. Spodobało się i zostałem. Potem były warsztaty teatralne, które miały nas przygotować do gry. Premiera odbyła się 18 grudnia 2005 r. Zima była wtedy, jak nie wiem co.

Ludzie czytali afisz i nie bardzo wierzyli, że warto na to iść. Jak to: ślepi grają w teatrze? Ale przez kolejne dwa lata wystawialiśmy tę bajkę chyba 60 razy. Głównie w lokalu przy Szewskiej 4 w Krakowie, były też występy wyjazdowe. Gdy słucham dziś nagrania tego pierwszego spektaklu, widzę, jakie postępy od tego czasu zrobiłem.

Są to jakby dwa przedstawienia – na ekranie niebo, burza, morze, bagna, zamek, wnętrze, chata. Na tle przesuwających się obrazów żywy aktor i słowo. Tak spektakl relacjonowała w 2007 r. Justyna Hofman-Wiśniewska, dziennikarka, krytyk sztuki, teatru i literatury. Przedstawienie przyjmowane jest z podziwem, niedowierzaniem i entuzjazmem. Publiczność warszawskiego Teatru „Rampa” bije brawo na stojąco.

– Potem poprzeczka została podniesiona. W 2008 r. zaczęliśmy pracę z zawodowymi aktorami. Przygotowaliśmy m.in. „Koziołka Matołka”, którego zagrał Marcin Kobierski z teatru Bagatela. Artur otworzył też pierwszą w Polsce szkołę aktorską dla niewidomych i niedowidzących. Mieliśmy zajęcia z wiedzy o teatrze, przygotowaliśmy spektakl dyplomowy.

Śpiewu oraz gry na pianinie i fortepianie uczyłem się od dziecka, w sumie 13 lat. Jak mnie przyjmowali do szkoły muzycznej powiedzieli, że mam słuch absolutny. Przypuszczam, że to prawda. Jak ktoś mi coś zanuci, bez problemu potrafię to zagrać.

Wspomnienie

Czasami, idąc Szewską, wchodzę do bramy, w której była „Café Moliere”. Potrafiłem się tam poruszać bez białej laski. Jak nie graliśmy, można było kogoś zaprosić na kawę do restauracji. Ale widocznie taka kolej rzeczy. Miasto było nieubłagane.

Niecałe 100 m od Rynku Głównego było miejsce magiczne – wspomina Justyna Hofman-Wiśniewska. Wydobyte z gruzowiska wieków i powojnia. Piękne gotycko-renesansowe piwnice i parter. Na parterze pub z ogrodem zimowym. W piwnicy – dwa bary, grill z kominkiem i sala teatralna. Stylizacja średniowieczna, renesansowa, w stylu Ludwika XVI oraz sale á la Gaudi.

Dziś zostały z tego tylko wspomnienia. Aktorzy musieli się przenieść. W 2011 r. ćwiczyli przy ul. Czarnowiejskiej, gdzie w październiku na malutkiej scenie „Ata” wystawili spektakl „Ślepcy”. Kilkadziesiąt osób podziękowało im brawami. Co będzie dalej – nie wiedzieli.

Niebo w mieście

– Słabo widzę, ale staram się radzić sobie sama i udowodnić, że nie jestem taka bezradna, jak się niektórym wydaje – opowiada Monika, narzeczona Krzyśka, która przyprowadziła nas do „Nieba w mieście”, kawiarni w centrum Jaworzna. – W czasach szkolnych byłam bardziej zamknięta. Teraz nie jest już dla mnie problemem poznać kogoś nowego.

Jestem po zaćmie wrodzonej, mam jaskręoczopląs. Chodziliśmy z Krzyśkiem razem do szkoły dla Niewidomych i Niedowidzących w Krakowie. Potem kontakt się urwał, ale po czterech latach zadzwonił. Niedawno się zaręczyliśmy i mieszkamy razem w Jaworznie. W Krakowie jest znacznie drożej, więc raczej zastaniemy tutaj.

Domatorami nie jesteśmy. W lecie chodzimy nad zalew. Co roku organizowany jest Jaworznicki rajd nordic-walking, 6 razy już w nim startowałam. W dawnym kamieniołomie otworzyli ośrodek edukacyjny GEOsfera z figurami dinozaurów, miniplażą i ogrodem sensorycznym, opisy roślin można w brajlu poczytać. Z Koła Związku Niewidomych 2–3 razy w roku są organizowane wycieczki. Mamy spotkania opłatkowe, obchodzimy Dzień Kobiet, Święto Białej Laski. Ostatnio był didżej, więc potańczyliśmy. Sylwestra planujemy w Wiśle.

Krzysztof: Razem z instruktorem uczę się poruszać po Jaworznie. Poznaję podłoże, krawężniki, punkty orientacyjne. Tutaj autobusy mają głośniki na zewnątrz, numery i nazwy przystanków są odczytywane. Kraków pod wieloma względami dopiero raczkuje. Skrzyżowania niby są udźwiękowione, ale czasami samochody zupełnie zagłuszają sygnał.

Monika: Jak dla mnie za mało jest kolorowych linii. Pierwszy i ostatni stopień powinien być zawsze oznaczony na żółto. Często muszę zwalniać, żeby się nie potknąć. W szkole mieszkałam w internacie, ale studiowałam zaocznie i sama dojeżdżałam. Najpierw bezpośrednio do Mysłowic. Potem do Bytomia, przez Katowice, tam przesiadałam się na tramwaj.

Studenci, którzy jeździli autami, nie bardzo mieli ochotę mnie podrzucić. Raz, jak padał marznący deszcz i zrobiła się szklanka, zapytałam koleżankę, czy mnie nie podwiezie. Zapytała, czemu mi na tym tak zależy.

Krzysztof: Jak się poprosi, to ludzie na ogół pomagają, tylko nie zawsze wiedzą jak. Gdy prowadzisz osobę niewidomą, musisz precyzyjne instruować: w prawo, w dół, uwaga słup na środku. Kiedyś ktoś się przestraszył, że wejdę w stragan z preclami. Chciał pomóc mi go ominąć, tylko zamiast wziąć mnie pod rękę, złapał za kurtkę. Myślałem, że chce mi zrobić krzywdę.

Innym razem, na przejściu dla pieszych, facet złamał mi białą laskę. Obcasem chyba zahaczył, nawet nie przeprosił, tylko mnie jeszcze przeklął. Na kursach nas uczono, żeby takich zachowań nie brać do siebie, że ludzie są różni. To podszedłem go psychologiczne. Powiedziałem „bardzo przepraszam, tak mnie słońce oślepiło, że pana nie zauważyłem”. Nic się już nie odezwał.

Cykanie świerszczy

Krzysztof: Zostało mi tylko poczucie światła, w dzień słońce mnie razi, dlatego noszę okulary z fotochromem, ale poza tym nic nie widzę. Urodziłem się, jako wcześniak, ważyłem kilogram, miałem niedotlenienie mózgu i inne cuda. Trafiłem do inkubatora, nie bardzo dawali mi szansę na przeżycie. Rozwinęła się retinopatia wcześniacza, czyli choroba niedojrzałej siatkówki.

Chcę być niezależny, jak tylko się da. Niedawno z Warszawy przysłali mi kurierem nową laskę, w całości odblaskową, w nocy świeci. Bardzo leciutka, dobrze wyważona. Jak idę, to cały czas robię łuki, chodzi więc o to, żeby ręka nie bolała. Laska jest dosyć długa, w pionie sięga mi do brody, dzięki temu wyłapuję więcej przeszkód. Można ją rozłożyć jednym pociągnięciem. Mówisz, że trochę poobijana? Bo dużo chodzę. Ale jest bardzo solidna, a końcówkę można wymienić. Ale w internecie czytałem już o prototypie, który skanuje podłoże, ma GPS i głosową nawigację. To byłaby super sprawa.

Mam udźwiękowiony komputer i półdotykowego smartfona, który odczytuje komunikaty, SMS-y, maile. W każdym momencie mogę sprawdzić skrzynkę. Książek w brajlu jest mało, więc korzystam z czytaka – to urządzenie wielkości komórki, które odtwarza pliki nagrane na kartę pamięci. Można je wypożyczyć i pobrać przez internet. Czytam zawsze przed zaśnięciem, to mój rytuał. A jak nalewam wody do szklanki, żeby zrobić herbatę, to zakładam na nią czujnik, który cyka jak świerszcz, gdy jest już pełna. Dzięki temu się nie poparzę.

Monika: Na ogół nie korzystam z udźwiękowienia. W komputerze i w telefonie powiększam czcionkę, SMS odczytam z komórką przy nosie. Używam też lupy. Teraz wzrok mam ustabilizowany, mam nadzieję, że mi się nie pogorszy.

Marzenia

Krzysztof: Nieraz rozmawiamy, jakby to było, gdybym odzyskał wzrok. Chciałbym zobaczyć narzeczoną i świat dookoła. Pewnie bardzo różni się od tego, jak go sobie wyobrażam. Przypuszczam, że niczym bohater filmu „Dotyk Miłości” musiałbym się wszystkiego uczyć jak dziecko. Jego to psychicznie przerosło i chciał zrobić wszystko, żeby znowu oślepnąć. Nie wiem, jak byłoby ze mną.

Monika: Oczywiście, że chciałabym dobrze widzieć. Boli mnie, że nie wsiądę do własnego auta i nie pojadę gdzie chcę. Gdyby nie moja dysfunkcja, to pewnie poszłabym na medycynę albo farmację. Ale przyzwyczaiłam się do tego, jak jest. Licencjat robiłam na kierunku zdrowie publiczne ze specjalnością dietetyka, magisterkę kontynuowałam na tym samym kierunku, bez specjalizacji. Teraz jestem wolontariuszką w hospicjum, wykonuję zadania zlecone mi przez personel medyczny.

Marzy mi się wyjazd na Puchar Świata w Skokach Narciarskich. Ale na podróżowanie budżet nie pozwala. Mamy renty socjalne i zasiłek pielęgnacyjny. Ja pracuję też w domu. Wymyślam pytania do ankiet na temat produktów różnych marek.

Krzysztof: Gdybym mógł mieć umowę o pracę, tę najniższą krajową pensję plus jakiś dodatek za zagrany spektakl, to byłoby naprawdę fajnie. Dopóki jednak nasz teatr nie ma stałej siedziby, nie może zatrudnić aktorów na etat. Chciałbym, żeby urzędnicy nas zauważyli. Uznali ITAN (Integracyjny Teatr Aktora Niewidomego) za instytucję kultury, przyznali lokal i finansowanie, jak innym teatrom.

ITAN

Teatr ITAN powstał przy założonej w 2013 r. fundacji o tej samej nazwie. Jego działalność to kontynuacja dorobku Stowarzyszenia Scena Moliere. Przewodnim celem Fundacji jest szeroko rozumiana działalność kulturalna i oświatowa na rzecz osób niepełnosprawnych, niewidomych i niedowidzących oraz ich rehabilitacja zawodowa i społeczna. W ramach realizacji różnych projektów organizowane są wspólne wyjazdy, wyjścia do kina, teatru, opery, na koncerty, kameralne spotkania z artystami. Podopieczni Fundacji korzystają także z licznych warsztatów rozwijających ich kompetencje, prowadzonych m.in. przez wykładowców z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej (teraz Akademia Sztuk Teatralnych) czy Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Spektakle służą rozwijaniu możliwości osób niepełnosprawnych wzrokowo. Stanową także narzędzie integracji profesjonalistów, amatorów, seniorów i młodzieży. Przedstawienia realizowane m.in. w ramach Mecenatu Małopolskiego czy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wystawiane są początkowo wolontaryjnie, ale potem mogą być grane w ramach działalności odpłatnej, a aktorzy teatru ITAN otrzymują za nie niewielkie wynagrodzenie.

Fundacja od lat stara się o stałe dofinansowanie dla swoich działań, a Artur Dziurman walczy o stworzenie profesjonalnego teatru aktora niewidomego. Ostatnio nakręcono o tym dwa filmy: „Marzenie. Prawdziwe Historie” i „Wykluczonych”.

W odpowiedzi na liczne prośby kierowane do Urzędu Miasta Krakowa, Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwa Pracy czy Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) Fundacja otrzymuje pochwały swojej działalności, która wpisuje się w liczne programy realizowane przez wymienione instytucje. Jednak żadne władze nie chcą przyjąć na trwałe do swojego budżetu nowej instytucji bądź nawet włączyć ITAN do budżetu już istniejącego teatru czy domu kultury, co pozwoliłoby aktorom na korzystanie z własnej sceny i widowni, garderoby, zaplecza technicznego. A także dało możliwość utworzenia etatów finansowanych przez PFRON.

Próba

Zbliża się godzina 11 i aktorzy pomału schodzą się na próbę. Krzysztof przyjechał busem z Jaworzna już wczoraj. Noc przespał u mamy i jako jeden z pierwszych stawił się rano w podziemiach Parafii św. Stanisława Kostki w Krakowie, gdzie Fundacja ITAN, wynajmuje kilka skromnych pomieszczeń.

- Tylko tutaj nas przyjęto - mówi Danuta Damek, członek zarządu Fundacji i aktorka teatru ITAN. - Generalnie w Krakowie nikt nie chce nas wpuścić nawet na próbę. A tu zawsze gdzieś się wciśniemy, możemy też trzymać część sprzętu. Proboszcz się na to zgadza, choć czasami nie starcza nam na opłaty. Z salek w podziemiach korzystają też różne grupy parafialne, jest siłownia i stół do ping-ponga. Wszyscy tu ze sobą współpracujemy.

Na dziś zaplanowana jest dodatkowa próba spektaklu Karola Wojtyły „Brat Naszego Boga”. W związku z tym, że w kościele trwa remont sala ze sceną i pianinem, gdzie najczęściej odbywają się spotkania jest chwilowo niedostępna. Aktorzy – przyszło około 30 osób – przenoszą się więc do innego pomieszczenia. W przedstawieniu oprócz aktorów teatru ITAN swoje role mają też seniorzy. Projekt „Śladami Brata Alberta” uzyskał dofinansowanie w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych.

Przesuwają krzesła, siadają jak najbliżej siebie, żeby na środku zrobić miejsce dla grających główne role. Przed nimi po lewej stół – pracownia malarska Adama Chmielowskiego, który postanawia pomagać nadwiślańskim ubogim i zmienia się w Brata Alberta. Po prawej kilka ław ustawionych w podkowę – to miejska ogrzewalnia, w której śpią bezdomni. W kącie sali ekran, na którym wyświetlane są sceny stanowiące integralną część spektaklu.

Zapada cisza, aktorzy zaczynają swoje kwestie. Artur Dziurman instruuje, denerwuje się, że w ścieżce dźwiękowej są błędy, że trzeba będzie szybko poprawić. Krzysztof gra bezdomnego, z pamięci mówi teksty także tych, którzy dziś na próbę nie dotarli. Jest ciasno, z pracowni do ogrzewalni ciężko przejść, ale nikt nie traci zapału. Premiera już za kilka dni w Miejsko-Gminnym Centrum Kultury w Słomnikach.

01.12.2017
Zobacz także
  • Niewidomi na drodze
  • Pismo Braille’a – przeżytek czy konieczność?
  • Trzykrotny wzrost liczby niewidomych na świecie do 2050 r.
  • W Krakowie powstała ścieżka sensoryczna dla niewidomych i słabowidzących
  • Laska z GPS dla niewidomych
  • Czytanie w ciemności
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta